ZABAWY NA SANKACH NA STARYCH POCZTÓWKACH
Podobnie wyglądały nasze sanki |
Bardziej spokojną zabawą na śniegu było lepienie bałwana lub budowa śnieżnego domu.Obfite opady śniegu,zasypywały ulice i chodniki .Pamiętam , kiedyś nasypało tyle śniegu że chodniki wyglądały jak tunele których boki zasypywały wysokie wały odgarniętego śniegu. Bałwanki, był codzienny widok na każdym podwórku.Ulepiony z ogromnych śniegowych kul ,na głowie miał jakiś stary dziurawy garnek lub miskę.,nosek z marchewki , węglowe oczka.i gałązkę w rękach.Często siadałam z siostrami na parapecie okna i obserwowałam naszego ulepionego bałwanka.Pogoda pozwoliła mu na długie przetrwanie ,dzisiaj jest tak zmienna i kapryśna że z bałwanków ulepionych przez dzieci na drugi dzień nie ma śladu.
Narty były rzadkością .Widywało się chłopców zjeżdżających na nartach lub deskach zamocowanych do butów . Szusowali po zaśnieżonych polach odpychając się kijkami. Jeśli już ktoś posiadał narty wyjeżdżał z rodzicami w góry .Byli to nie liczni koledzy.Mój mąż jako chłopak i teść bardzo dobrze szusowali na nartach.Zachowały się jeszcze stare dechy w piwnicy.
Łyżwy pierwsze jakie pamiętam miałam po wujku, który był kilka lat starszy ,były mocowane do butów przy pomocy żabek dokręcanych specjalnym kluczem i przyciągane paskami.Lodowisko było prawie w każdej szkole .Chłopcy ze starszych klas zalewali boisko wodą. Można było jeździć do woli, na wuefie i po lekcjach.Szkoła miała zakupionych kilka par łyżew, na których jeździliśmy na zmianę, po parę minut każdy.Kto miał przynosił swoje.,ale mała to była gromada uczniów .Ja swoje przed potopowe zakładałam tylko na podwórku ,wstydząc się innych dzieci .Prawdziwe białe figurówki dostałam będąc w siódmej klasie szkoły podstawowej. Mam trzy siostry ,finanse nie pozwoliły rodzicom na kupno czterech par łyżew na raz, więc miałam je na spółkę z siostrą .Młodsze dostały łyżwy później .Dzięki nim mogłam jeździć na lodowisko w Spodku w Katowicach.,gdzie były wypożyczalnie i super warunki do uprawiania jazdy na łyżwach.
Łyżwy dopinane do butów. |
Został jeszcze kulig ,ale w mieście ta zabawa była nie dostępna .,chyba że ktoś wybrał się na wycieczkę w góry .Byłam kilka razy na takiej wyprawie ale to już o wiele lat później z mężem. Atrakcji co nie miara.
Jako dzieci szaleliśmy całą banda na śniegu - kuligi, śniegowe bitwy. Dziadek przyjeżdżał po nas saniami zaprzężonymi w konia:) Ale teraz to wole jednak ciepełko i widok śniegu z perspektywy okna:)
OdpowiedzUsuńCudowne wspomnienia. Na przeciwko naszego domu była fantastyczna górka, wieczorem oświetlały ją lampy uliczne i można było jeździć jeszcze po zmroku. Na zdjęciach zachowały się moje sanki z wczesnego dzieciństwa, takie z oparciem.
OdpowiedzUsuńPięknie przedstawiłaś zimę :) . Ja niestety już od dziecka zimy bardzo nie lubiłam:/, ale pamiętam lodowiska na KAŻDYM boisku i gromady dzieci na łyżwach , pomimo braku odpowiedniego sprzętu. To była naturalna potrzeba ruchu , do której większości dzieci nie trzeba było namawiać . Moje sanki były drewniane ,
OdpowiedzUsuńz oparciem . Kiedyś Tata zgubił mnie w parku - zorientował się dopiero po kilkudziesięciu metrach, że jakoś dziwnie łatwo i lekko ciągnie mu się sanki . :)