środa, 12 lutego 2014

KRAWCOWA W DAWNYM STYLU

W mojej rodzinie zawód krawca to chyba tradycja .Mój dziadek ojczym mamy był krawcem odzieży męskiej .Podczas drugiej wojny światowej jako mieszkaniec Śląska został wcielony do wojska niemieckiego i dotarł, aż pod Stalingrad jadąc  za wojskiem z maszyną do szycia .Przerabiał żołnierzom mundury ,łatał dziury i robił przeróżne przeróbki dla wojska.Szył wszystko co mu kazano.Po klęsce Niemców wrócił do domu pieszo .Swoją przymusową pracę polowego krawca odkupił  w obozie koncentracyjnym w Świętochłowicach. Po likwidacji obozu pracował w Hucie Florian  a po pracy szył chałupniczo  w domu. Pomagała mu babcia Hildegarda ,szyjąc drobne elementy -przeważnie była to praca ręczna. Mieszkanie dziadków jakie pamiętam to dwa ogromne stoły do krojenia materiałów,maszyna do szycia Singer oczywiście nożna .Na piecu zawsze grzało się kilka starych  żelazek .Ściany obwieszone były szablonami  z papieru .Kilka manekinów i innych przyborów krawieckich.Niczego nie wolno było mam dzieciom dotykać .Obraz dziadków jakich pamiętam to zawsze przy pracy.Dziadek w fartuchu z centymetrem na szyi a babcia w okularach siedząca na krześle, patrząca przez spuszczone okulary na nosie z igłą w ręce.Nawet nasza wizyta nie zmusiła ich do przerwy w szyciu. To jeszcze utkwiło w mej pamięci -obydwoje palili papierosy ,babcia zamiast lufki używała drewnianych  rolek po niciach, które zawsze były nadpalone .Poza pracą zawodową i codziennymi obowiązkami w domu szycie to było ich życie. W wieku  ośmiu  lat jechałam na kolonie i nie miałam spodni. Dziadek uszył mi w ekspresowym tempie spodnie typu rybaczki. Spodnie uszyte super ale minusem była za gruba tkanina w kratkę na dodatek podszyta podszewką .Jak na upalne lato spodnie były dla mnie koszmarem. Chyba wykorzystał resztkę materiału, która została po uszyciu zimowego  płaszcza . Drugą rzeczą, która została uszyta dla mnie przez dziadków to bluzka do stroju śląskiego.Tym razem popisała się babcia .Bluzka była przepiękna ,szczególnie bufiaste rękawy ozdobione haftem .Cudo ,niestety strój nie przetrwał .,mama go komuś pożyczyła i już go nie odzyskała.. Kolejną krawcową w mojej rodzinie jest ciocia Marysia, siostra ojca. Szycia uczyła się w Poznaniu u najlepszych krawców. Jest mistrzynią w tej dziedzinie. Szyciu i projektowaniu poświęca całe życie ,nie znajdując czasu dla siebie.Szyje całe dnie i noce.,ciągle jest zmęczona i nie dospana.Mieszka w Buku niedaleko Poznania a jej klientki czekają na kreację w długiej kolejce .Uszyte przez nią sukienki i kostiumy są nie powtarzalne i piękne.Ciągle goni za aktualną modą i zawsze jest na czasie.Podziwiam ją ,ale ja bym się tak nie poświęciła .Nie umie odmówić koleżance,znajomej rodzinie. Wujek wolny czas spędza na działce nad jeziorem a ciotka przy maszynie.Nigdy bym się nie zgodziła na takie życie.Wracając do mnie.Kończąc szkołę podstawową marzyłam o dostaniu się do szkoły plastycznej.,wtedy wkroczyła moja rodzina ...a po co ci ta szkoła ,...będziesz sprzedawać obrazy na bazarze.....co za przyszłość ..i tym podobne komentarze .Popatrz dziadek krawiec zawsze ma świeże pieniądze i poważanie wśród ludzi.,niczego mu nie brakuje.,będziesz miała fach w rękach .Tym sposobem znalazłam się w szkole odzieżowej .Praktykę miałam w prywatnym zakładzie krawieckim w Chorzowie.Moja szefowa była osobą bardzo wymagającą i staroświecką. Nie uznawała niczego po za swoim zakładem .Często zmuszała nas do pozostania po godzinach i krojenia odzieży dla krawców pracujących dla niej chałupniczo .Był to dla mnie ciężki okres ,dostałam prawdziwą szkołę życia.Po ukończeniu szkoły zaczęłam pracować w bytomskiej spółdzielni odzieżowej w Chorzowie .Był to początek lat 80-tych.Miałam super szefa i cudowne koleżanki,niektóre jeszcze ze szkoły odzieżowej .Uwielbiałam pracę na krojowni,układanie szablonów ,krojenie .Pracowałam tam do urodzenia starszej córki. Przerwałam pracę zawodową i zajęłam się wychowaniem córek. Na kilka lat stałam się kurą domową. W domu trochę szyłam ,dla dzieci ,rodziny, dla lalek.Dzieci rosły ,stały się bardziej samodzielne ,nadszedł czas aby pomóc mężowi  w utrzymaniu rodziny.Szkoła i nauka kosztują więc poszłam do pracy.Podjęłam pracę w dużym zakładzie odzieżowym który z roku na rok stał się kilkanaście   osobową załogą .Cała produkcja to głównie odzież do Niemiec .Ciągłe terminy ,nowe zamówienia doprowadzały do pracy w godzinach nadliczbowych i nocnych.Trudno mi było pracować po godzinach i jeszcze zajmować się domem. Stres i przepracowanie dało o sobie znać po dziesięciu latach pracy w tym zakładzie.Choroba nowotworowa spadła na mnie jak grom z nieba .Kiedyś byłam osobą niezastąpioną,teraz stałam się zapomnianą. Starałam się być pracownikiem sumiennym i dobrym ,byłam na każde zawołanie,wysyłka była dla mnie  rzeczą świętą. Miałam wiele przyjaciółek ,nawet Pani prezes była bliska mojemu sercu - wyrozumiała i bardzo pomocna w okresie kiedy upadła Huta Baildon i mąż został bez pracy.Wszystkie lata pracy w tym zakładzie wspominam bardzo dobrze ,mimo iż pensja nie była wypłacana w terminie i było wiele uchybień wynikających z kodeksu pracy.Nie żałuję tych lat ,szkoda mi  tylko ludzi, którzy tak szybko zapominają .Trudno ,wygrałam walkę z rakiem ,odebrano mi rentę i zajmuję się domem.Mam swoją kolekcję lalek ,dla nich szyję i jestem szczęśliwa.








                                    Przybory do szycia na starych pocztówkach






                     MASZYNY DO SZYCIA
                                                                                        









                                                                                   NOŻYCZKI








                                                                          ŻELAZKA

                                           






                                    





                                                                                    NICI














                                                                         MIARKA








                                                                                          IGŁY








                                                                      NAPARSTEK






                                                                    MANEKIN









Podobnie wyglądali moja babcia z dziadkiem

































































































9 komentarzy:

  1. W mojej rodzinie też było krawiecko. Moja babcia, genialny samouk, potrafiła uszyć wszystko od płaszcza do ślubnej sukni. Najczęściej jednak robiła przeróbki, dla rodziny i sąsiadów. Pamiętam jak uszyła mi cudne letnie sukienki z amerykańskich popelinowych koszul. Krawcową była też siostra babci i moja teściowa. Świetnie z maszyną radził sobie brat mojej mamy.Ja natomiast potrafię obszyć ścierki i krzywo uszyć ciuchy dla lalek.
    Za to mogę podziwiać Twoje kreacje lalkowe. W tym co napisałaś jest sporo goryczy, ale pomyśl, pokonałaś chorobę i to jest najważniejsze. Jeszcze wszystko się na dobre obróci, jak nabierzesz sił. Może spróbujesz szyć na sprzedaż, jest sporo kobiet, które lubią wyjątkowe ciuchy, a Ty masz talent.

    OdpowiedzUsuń
  2. och, mnie tez wybito z głowy liceum plastyczne( i co? będziesz wystawy dekorowac?) i ukonczyłam technikum kolejowe:)
    Ale jak kto ma dar to mu szkoła nie jest az tak konieczna :))plastyczna znaczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale dużo tych starych pocztówek marz. Ładne oni są. Bardzo mi się podoba nozyczki oraz ta pierwsza maszyna do szycia "Singer". Moja Mama ma taki sam. To jest antyki teraz. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku jejku jak ja bym chciała mieć takie nożyczki :) Albo zajączka-miarkę! Cudeńka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Una historia muy apasionante, y los objetos que nos muestras son verdaderos tesoros:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne są. Uwielbiam takie starocia:) Moja babcia ma starego singera a ja na podstawie ze starej maszyny zrobiłam biurko i posiadam malutki zbiorek starych naparstków:)

    OdpowiedzUsuń
  7. To już teraz wiem , skąd biorą się takie wspaniałe kreacje Twoich lalek - krawiectwo masz we krwi :) . Krawiectwo to też sztuka , a Twoje ręce to skarb - tworzą takie piękne rzeczy :) . Pokonałaś chorobę - to najważniejsze . Moja Mama zawsze mówiła, że nie umie szyć a przerabiała moje sukienki - pięknie to robiła . Była artystą plastykiem , więc jej pomysły były dość ekscentryczne :) . Ja szyję dla lalek ręcznie - maszynie na mój widok plączą się nici :/

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie w domu wciąż jest taka maszyna należąca do mojej prababci, zabytek sporo wart w dzisiejszych czasach :)

    OdpowiedzUsuń