wtorek, 28 maja 2013

MOJE DZIECIŃSTWO

Praca zawodowa zmusiła moich rodziców do umieszczenia mnie i mojej siostry Ilony w żłobku. Na początku był to żłobek tygodniowy.Ojciec zanosił nas w poniedziałek a odbierano tylko  na niedzielę.Nie pamiętam nic z tego okresu ,musiał być dla nas koszmarem.Opiekunkami były tam siostry zakonne.Podejrzewam,że całymi dniami z przerwami na posiłek spędzałyśmy w łóżeczkach albo w koszmarnych kojcach,Czy były tam jakieś zabawki ? Nie mam pojęcia jak wyglądały takie przytułki w latach pięćdziesiątych.Z rodzicami nigdy na ten temat nie rozmawiałam,był to ciężki okres dla nich i dla nas.Ojciec wstawał wczesnym rankiem i na rękach trzymając obie córki szedł pieszo kawał drogi zanosząc nas do tej krainy szczęścia.Zimą brodził  po kolana w śniegu ,potem szybko do pracy na pierwszą zmianę.Któregoś dnia jedna z zakonnic przygniotła paluszki mojej siostrze drzwiami i nie obyło się bez wizyty u chirurga .Po tym zdarzeniu ,aż do okresu przedszkolnego opiekowały się nami różne panie -nianie.Z dobrej strony pamiętam tylko jedną ,starszą babcię,która mieszkała w domku z ogródkiem a w nim stał duży wiklinowy bujany fotel.Był frajdą dla małych dziewczynek.Bujałyśmy się na zmianę z siostrą a po za tym oczarował nas piękny ogród pełen kwiatów.Na śniadanie owa babcia robiła nam pyszne maślane bułeczki z masłem i koniecznie musiało być mleko.W  wieku pięciu lat zaczęłam chodzić do przedszkola .Budynek znajdował się w przepięknym parku  na ulicy Bytomskiej w Świętochłowicach. Jednakowe fartuszki,duża stołówka i blaszane talerze i kubki to pamiętam doskonale.Zabawy w parku,bieganie do woli prawdziwy raj dla dzieci.Praca rodziców na zmiany  oraz dojazd powodował częste spóźnienia  w odbiorze nas z przedszkola.Czekałam wtedy na nich siedząc na drzewie  wpatrzona na drogę.Miałam duszę pięciu chłopców,znałam wszystkie zakamarki przedszkola,znikałam i znów się pojawiałam.Kilka razy dziennie mnie przebierano i myto a i tak byłam umorusana.Towarzyszami moich zabaw byli przeważnie chłopcy,w ich towarzystwie czułam się dobrze,pociągała mnie piłka ,proca ,zabawy w wojny,wspinanie się po drzewach.Kolana miałam prawie zawsze potłuczone .Rodzice nie nadążali kupowania mi butów.Ja  łobuziara a siostra Ilonka grzeczna ,spokojna ,ułożona dziewczynka.Tak mijały beztroskie lata aż nadszedł czas szkolny .O tym w innym poście.










         
Ja z rodzicami i roczną Ilonką

Ja jako kierowca z siostrą Iloną 

Ula łobuz z przedszkola w pamiętnym fartuszku.

Moja grupa ,ja drugi rząd pierwsza po lewej stronie

W gronie przedszkolnych  kolegów 


przedszkole do którego chodziłam z siostrą Iloną dzisiaj

       

Droga od bramy do budynku

Plac zabaw nie zmienił się ,pozostały górki i drzewa 





Mój przedszkolny portret

1 komentarz: